poniedziałek, 18 listopada 2013

Grand Prix Krakowa w biegach górskich.

W sobotę wzięłam udział w pierwszym biegu z cyklu Grand Prix Krakowa w biegach górskich. Obrałam krótszy dystans, gdyż sprawdzam się co mi lepiej wychodzi. 5,6km 258m przewyższenia. Myślałam, że nie będzie podbiegów, no może jakieś delikatne, a tu jednak coś tam było. Nawet musiałam podchodzić raz czy dwa! Super trasa w Lasku Wolskim, sporo osób (381) i przyjemna atmosfera. Niestety nie zostałam na dekoracji, bo laborki z fizyki wołały :) Jednak tak bardzo mi się spodobało, że postanowiłam wrócić tam 7.grudnia i skopać tyłki całej reszcie, a szczególnie dziewczynie z K20, która przegoniła mnie o 8sekund... :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Odpoczynek

Wiecie co? Jak się chce to jest najgorzej. Miał być weekend biegowy, a jaki był? Weekend anginowy! Tak, dopadła mnie angina. I to nie taka angina, że mogłam pójść ją wybiegać, niestety nie. Taka, która przykuła mnie do łóżka i nie mogła wypuścić (nawet do pracy!). Zatem bite trzy dni wygrzewałam się pod kołderką z małymi wyjątkami (robienie herbaty, sprzątanie i zabawa z bratem). Dziś mija czwarty dzień choroby i wcale nie jest lepiej,a jutro do pracy. Choć jeśli lubi się swoją pracę to jest tysiąc razy łatwiej się tam wybrać, nawet w chorobie. Sprawa wygląda następująco: kuruję się do soboty z zieloną herbatą i miodem (moje uzależnienie), bo tego dnia biegnę pierwszy bieg z cyklu Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich,odbywający się w Lasku Wolskim. Sprawdzę się na krótszym dystansie 5,6km z delikatnym przewyższeniem 258m :) czyli niemalże płasko. Dla tego biegu omijam wykład z matematyki stosowanej, więc nie może być źle! W niedzielę rano wybieram się w góry z ekipą z Wyrypy Beskidzkiej, oczywiście jeśli będę mieć siłę na takie poczynania, po sobotniej parapetówce... Życzcie mi szybkiego powrotu do zdrowia i owocnego weekendu. Ahoj!

poniedziałek, 4 listopada 2013

I mamy poniedziałek

Biegowy poniedziałek! Tak,tak,tak! Choć dziś główną rolę grają podbiegi, do których wciąż próbuję się przekonać. 

Siedzę, popijam koktajl malinowo-borówkowy i po raz kolejny żałuję, że w sobotę nie wstałam przed wschodem słońca i nie odwiedziłam żadnego szczytu. Weekend był okropnie zawalonym weekendem i nie znalazłam chwili na bieganie, ale z perspektywy czasu (dnia) stwierdzam, iż zrobiłam to na własne życzenie, bowiem wyznaję zasadę "Jak się chce, to się da"! O ile łatwiejsze byłoby codzienne życie, gdyby każdy miał takie podejście, a nie wymigiwał się od wszystkiego... cóż :)
Nie wspominałam jeszcze o tym, ale jestem ogromną fanką Salomon Running TV, jak chyba większość, siedzących (wręcz biegających!) w temacie. Niedawno wyszedł pierwszy odcinek trzeciego sezonu i mimo tego, że widziałam go już 100 razy to z chęcią oglądam go nadal. Wszystkie odcinki są tak cudowne, że nie jestem w stanie opisać jakie uczucia się we mnie rodzą, podczas ich oglądania.

Pamiętajcie, jest PONIEDZIAŁEK, zatem ruszamy pełną parą w nowym tygodniu.
MONDAY RUN DAY!


piątek, 1 listopada 2013

Początki początków

Od kiedy biegam po "pagórkach"? Od czerwca/lipca 2012r. Doris od jakiegoś czasu wrzucała na fb zdjęcia z BBL-u i tak trochę z nudów, trochę z potrzeby "czegoś robienia" w sobotę o 9:30 rano pojechałam na stadion. Treningo-spotkanie fajne, przyjemne, trochę męczące, spodobało mi się. Już po dowiedziałam się, że kilka osób biega po górach - pomyślałam - fajna sprawa i stwierdziłam, że muszę spróbować. Niebawem był bieg o "Złote kierpce", czyli po prostu bieg na Skrzycze (1257m n.p.m.) i ot tak, bez tak na prawdę żadnego górskiego treningu pobiegłam sobie. Nie było łatwo, rzecz jasna. Ok. 8km niełatwą trasą, ale dałam radę i byłam bardzo szczęśliwa (tak,tak! to te endorfiny). Nie uzyskałam super czasu, ale było to nieistotne. Podczas zbiegu już po całym biegu skręciłam dość poważnie kostkę, jednak zrekompensowało mi to IImiejsce w mojej kategorii wiekowej. Po tym wszystkim biegi górskie to mój bzik, a i same góry zaczęły mieć dla mnie nowe znaczenie. Są po prostem moim kultem! Z kostką było dużo przeżyć, następnie z kolanami, ale o tym innym razem. Podsumowując bieganiem zaraziła mnie Dorota Łaba, której przedstawiać większości nie muszę i wielkie dzięki jej za to. Nie tylko jest świetną biegaczką, ale również cudownym człowiekiem, ale o niej też innym razem.

No to rozpoczęłam przygodę z blogowaniem, teraz tylko do przodu. Mam nadzieję, że blogowanie bardziej zmotywuje mnie do biegania np. o 4:30 rano :)